niedziela, 31 stycznia 2016

Uwodziciele

Vincent van Gogh, Kawiarniany taras nocą, 1888 r.;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
Jerzego Duroya, bohatera powieści „Uwodziciel” Guy de Maupassanta, poznajemy pod koniec upalnego czerwca, gdy z zaledwie trzema frankami w kieszeni wędrował ulicami dziewiętnastowiecznego Paryża. Zbliżał się wieczór, lecz nie przynosił chłodu. „Miasto nagrzane jak pokój kąpielowy zdawało się ociekać potem. Granitowe otwory ścieków zionęły zatrutym oddechem, a przez niskie okienka mieszczących się w podziemiach kuchni dolatywał ohydniejszy zapach pomyj i nieświeżych sosów”[1]. Duroy rozważał w duchu palącą kwestię posiłków (pieniędzy miał tak niewiele, że musiał wybierać między śniadaniami a obiadami), a mimo to bacznie obserwował otoczenie: stróżów palących fajki, zmęczonych upałem przechodniów, prostytutki rozsiewające woń tandetnych perfum, tętniące życiem kawiarnie.

sobota, 16 stycznia 2016

Wieczny Tułacz

Marc Chagall, Nad Witebskiem, 1914;
obraz ukazuje Żyda Wiecznego Tułacza;
źródło: http://en.museeduluxembourg.fr/
Niewiele jest narodów, których historia mówi głównie o trwających tysiąclecia wędrówkach w poszukiwaniu ojczyzny i domu. Legenda o Żydzie Wiecznym Tułaczu miała być pierwotnie „legendą o człowieku z Jerozolimy, który grubiańskimi słowami obraził Chrystusa, a według niektórych wersji miał go nawet uderzyć. Winny bluźnierstwa, został skazany na tułacze życie i będzie się błąkać bez wytchnienia aż do Dnia Sądu, nie znajdując spoczynku także po śmierci”[1]. Ów Wieczny Tułacz nosił różne imiona, choć najczęściej nazywano go Ahaswerusem, i był przeważnie bohaterem literatury plebejskiej schyłku średniowiecza, kiedy to przypisywano mu zadziwiające pospólstwo obyczaje (wędruje boso, „nie może spać ani usiedzieć spokojnie na miejscu, a gdy przebywa u kogoś w gościnie, przez całą noc krąży nieustannie wokół stołu”[2]). Ta prosta i niewiarygodna historia jest jednak celną metaforą; los Żyda Wiecznego Tułacza w istocie symbolizuje los narodu, jego prześladowania i dążenie do odzyskania utraconej ojczyzny.

sobota, 9 stycznia 2016

Księgi Wenecji

François Flameng, Aldus Manutius (stoi)
w swojej drukarni w Wenecji;
obraz z: http://www.the-athenaeum.org/
Wyobraźmy sobie księgę wydrukowaną na papierze o barwie kości słoniowej, z odręcznie dopisanymi nagłówkami rozdziałów i z drzeworytowymi ilustracjami. Księgę powstałą w weneckiej drukarni, choćby u Manucjuszów; tam po raz pierwszy w historii typografii zastosowano paginację stron i posługiwano się antykwą, czcionką cenioną za elegancję i szlachetny kształt liter. Księga ta mogłaby też być dziełem Erhardta Ratdolta, który po przybyciu z Augsburga do Wenecji wprowadził we włoskich drukarniach zwyczaj stosowania wyrabianej ze złota złotej farby, erraty oraz karty tytułowej. I byłaby to księga o inicjałach wpisanych w obrazki o treści nawiązującej do nazwy litery. Ta praprababka współczesnych książek miałaby poświadczającą wiek metrykę, czyli umieszczony na końcu kolofon zawierający nazwę oficyny, miejsce i dzienną datę publikacji, a obok oryginalny sygnet drukarski. Byłaby arcydziełem edytorstwa.