To
był bardzo pracowity rok.
Po
pierwsze, domknęłam „Niepokorne”, co uważam za moje największe tegoroczne
osiągnięcie, bo powieść „Niepokorne. Judyta” okazała się prawdziwym wyzwaniem.
Wbrew pozorom pisanie o bohaterce, do której od początku żywiłam najcieplejsze
uczucia, było czasem torturą – nic nie wychodziło tak, jak myślałam, że
wyjdzie. Ale udało się, a przy okazji wpadłam na pomysł nowej powieściowej
serii, do której właśnie robię dokumentację. Wiem też, o czym chciałabym pisać
później, kiedy uporam się z historią mojej nowej ulubionej bohaterki, Any de
Campos (jeśli ostatecznie nie nazwę jej inaczej). A ponieważ nie jestem
zwolenniczką dalekosiężnych planów i z zasady unikam ich jak ognia, najbardziej
cieszy mnie fakt, że nie brakuje mi pomysłów, bo reszta to rzecz drugorzędna.