sobota, 21 lutego 2015

Wieczory w Wiedniu

Wiedeń, 1902;
zdjęcie z: www.pinterest.com
Marzę o powrocie do Wiednia. Najlepiej wiosną albo wczesną jesienią, kiedy miasto oddycha bez wysiłku, gdy nie dostaje zadyszki od lipcowo-sierpniowych upałów. Powietrze latem jest tu nie do zniesienia wilgotne, a jednak pali niczym gorący popiół. Dlatego letni dzień w Wiedniu zaczyna się wieczorem, kiedy temperatura spada, zrywa się upragniony wiatr, a miasto, iluminowane tysiącami latarni, zanurzone w historii, bierze w posiadanie dający wytchnienie cień.

piątek, 13 lutego 2015

Moja Skandynawia

Lubię także malarstwo skandynawskie;
Tu: Anna Ancher (1859-1935), malarka duńska
i jej autoportret;
zdjęcie z: en.wikipedia.org/wiki/Anna_Ancher
Choć za ulubionego bohatera „Muminków” uważam Włóczykija, nie mam natury globtroterki, nie realizuję więc – z nielicznymi wyjątkami – podróżniczych marzeń. Moje wędrówki mają charakter literacki; wystarczy impuls, jedna niezwykła książka, abym na lata straciła głowę dla egzotycznej z mojego punktu widzenia kultury oraz dla związanych z nią miejsc. Tak było ze Skandynawią. Odkąd ponad dwadzieścia lat temu przeczytałam „Kolosa” Finna Alnaesa (pamiętam doskonale owe wakacje tuż po maturze i wypożyczony z biblioteki wysłużony egzemplarz powieści), literatura skandynawska na stałe zagościła wśród moich ukochanych książek.

Wiem, dziś to nic oryginalnego. Wszyscy czytają skandynawskie kryminały albo tasiemcowate, stylizowane na sagi romanse. Wszyscy też twierdzą, że nie ma nic lepszego, że znają się na literaturze Północy i że ją cenią. Wolne żarty. Kiedy tego lata usiłowałam przebrnąć przez jeden z najnowszych skandynawskich bestsellerów, kryminał okrzyknięty na forach internetowych arcydziełem, pomyślałam z rozczarowaniem, że nie czuję w nim Skandynawii. Bo tę moją znam z zupełnie innych tekstów.

niedziela, 8 lutego 2015

Trzysta milionów dolarów

Paul Gauguin, "Nafea Faa Ipoipo?", 1892;
zdjęcie z: 
cy.wikipedia.org/wiki/Paul_Gauguin
Kiedy usłyszałam, że właśnie sprzedano na aukcji obraz „Nafea Faa Ipoipo?” („Kiedy za mnie wyjdziesz”) Paula Gauguina za trzysta milionów dolarów, pomyślałam: „Cóż za ironia losu!” i „Biedny Gauguin!”. Całe niemal życie, odkąd poświęcił się sztuce, doskwierały mu problemy materialne, a 111 lat po śmierci płaci się za jego obrazy sumy, dzięki którym żyłby w dostatku i zapewne nie opuszczał Tahiti. Nazwany przez Degasa „chudym wilkiem bez obroży” indywidualista i samotnik Gauguin (mimo związków z impresjonistami i symbolistami pragnął niezależności), był jednak już za życia autorytetem w dziedzinie malarstwa – nieprzypadkowo Stanisław Wyspiański pokazał mu swoje prace, prosząc o opinię. Gauguin zarzucił podobno Wyspiańskiemu brak koloru, co mnie bardzo dziwi, ale gdy popatrzymy na obrazy namalowane na Tahiti, wszystko staje się jasne. „Jeśli Gauguin przedstawia zazdrość, robi to poprzez pożar róży i fioletów, w którym cała natura zdaje się brać udział”. Bo istotnie, rzadko który ówczesny malarz tak wyraźnie podkreślał, że w malarstwie liczy się głównie kolor.

niedziela, 1 lutego 2015

Zatrzymać czas...

zdjęcie z: krakow.gazeta.pl
Lubię stare fotografie, bo pokazują świat, który przeminął, a do którego ja mam coraz większy sentyment. Pejzaże utrwalono na nich na wieki, starannie, może nieco sztucznie upozowani ludzie zyskali dzięki nim nieśmiertelność. Po stojących po drugiej stronie aparatu zostały szklane klisze i nazwiska sygnujące zdjęcia: Rzewuski, Szubert, Rżąca, Mien, Klein oraz Krieger. Właśnie Ignacy Krieger zasłużył na miano fotografa miasta Krakowa.

Osiedlił się w Krakowie w latach 60. XIX wieku. Początkowo specjalizował się w portretach, lecz zamiast robić zdjęcia krakowskiej arystokracji czy choćby bogatym mieszczanom, fotografował ubogich rzemieślników i prosty lud.